wybraliśmy trasę turystyczną, czyli klasyk - zejście 65 m w dół szybem Daniłowicza....poprzedzone godzinnym oczekiwaniem na bilety w międzynarodowym tłumie.
co ciekawe bilety dla cudzoziemców są droższe o 21 zł... taki detal.
ale ja nie o tym
zdecydowanie mniej ludzi, w zasadzie wcale nie było przy szybie Regis, skąd można się wybrać na wycieczkę trasą górniczą, ale niestety turyści nieletni muszą mieć minimum 10 lat, a takich na stanie mam jedną sztukę, druga jest młodsza, trzeba poczekać.
no więc trasa turystyczna. ja znam ją od dziecka, dzieci moje za to pierwszy raz doświadczyły mroku kopalni i słonego powietrza, byli więc zachwyceni
ja mam natomiast uwag garść. po pierwsze irytuje mnie wersja legendy o pierścieniu św. Kingi, w której jest tylko Wieliczka, a Bochni nie ma (o Bochni jeszcze za to będzie u mnie dużo)
mieliśmy też pecha trafić na wyjątkowo początkującą przewodniczkę - sama po kolejnej wpadce merytorycznej przyznała, że oprowadza turystów od tygodnia.
ja rozumiem, sezon, 6 tys. turystów codziennie, ruch jak w Rzymie, ale tym bardziej HRowiec we mnie podpowiada, że taka początkująca dziewczynka powinna mieć doświadczonego mentora, który ją tej kopalni nauczy.
a tak, to żal było słuchać, jedyne co mi się utrwaliło to lęk przewodniczki o rozładowujące się baterie w nadajniku.
tempo zwiedzania jest spore, co chwila wpadaliśmy na inne wycieczki. głównie obcojęzyczne.
ale też na przewodnika, który oprowadza turystów po Wieliczce od...48 lat!
w zasadzie poza sklepikami z gadżetami wszelkiej maści i poza tym rozładowującym się nadajnikiem przewodniczki i odbiorników turystów, no i tłoku wszystko było jak zapamiętałam.
trochę marudzę, ale oczywiście kto jeszcze 135 metrów pod ziemią nie był, słonych ścian nie lizał, musi się wybrać koniecznie!
jeszcze jedna refleksja przyszła mi do głowy. pamiętam, że z pierwszej szkolnej wycieczki do Wieliczki przywiozłam sobie książeczkę o Skarbniku - duchu kopalni. jak się dobrze skupię przypomnę sobie jak wyglądała :)
teraz Wieliczka wśród dzieciaków promuje się w zupełnie inny sposób. serią książek o Solilandii. na temat zawartości merytorycznej się nie wypowiem. ale syn część pierwszą czytał w ramach konkursu czytelniczego w szkole, a drugą połknął w jeden dzień zaraz po powrocie z wycieczki. znaczy ciekawe. chyba.
dla dzieciaków jest także (bodaj w niedzielę) dostępna trasa po Solilandii, ale tego nasza przewodniczka nie wiedziała, syn za to wiedział, więc było ciut niezręcznie. dla niej oczywiście.
wiedzę dzieciaków o kopalni uzupełniłam fajnym przewodnikiem dla dzieci kupionym w sklepiku przy wyjściu.
no i postanowiłam, że muszę pędraki zabrać w jeszcze jedno miejsce....w którym sama nie byłam...
ale o tym będzie w kolejnym wpisie, a na zakończenie tego - umundurowane myszy - czyli ultra obciachowe zdjęcia dzieciaków :)