niedziela, 29 sierpnia 2010

apple crumble

Choć dziś świeci słońce jest chłodno, lato definitywnie przechyliło się ku jesieni....
Dla tych, których zaczyna dopadać jesienna melancholia na pocieszenie mam miseczkę apple crumble: jabłka w sosie toffi zapieczone pod migdałową kruszonką. Obrzydliwie słodkie, obrzydliwie kaloryczne i bezgranicznie pyszne. Szczególnie na ciepło. Można podać jak szarlotkę, z kulką lodów waniliowych, ale akurat nie miałam pod ręką.
proszzzz....

przepis? trochę improwizacji.
w rondelku zagotowałam masło, brązowy cukier i wodę (nie pytajcie o proporcje bo było ma oko!), gdy wszystko się rozpuściło i połączyło dolałam słodką śmietankę, chwilę pogotowałam do uzyskania sosu konsystencji ciasta naleśnikowego.
do drugiego rondla wrzuciłam obrane i pokrojone jabłka - z gatunku tych nierozpadających się w gotowaniu, wlałam odrobinę wody i dusiłam pod przykryciem kilka minut od czasu do czasu mieszając.
gdy jabłka zmiękły wlałam sos toffi, pogotowałam jeszcze chwilę, by woda odparowała nieco i przełożyłam do żaroodpornego naczynia.
w miseczce przygotowałam kruszonkę: zimne masło i mąka (w równych częściach), cynamon, zmielone migdały.
kruszonką posypałam jabłka i zapiekłam w 200 stopniach przez pół godziny.

A jeśli słodkości nie pomogą, mam na deser.... precelki:) Właśnie dojechały:) Świeżutkie, mięciutkie, cudowne, czekają na przewinięcie i pomysły.


Chwilkę poczekają, bo warsztat zajęty.
Wrzuciłam na drutki fuksjowy Austral - będzie shalom dla Zosi, bardzo fajnie się robi, rozmiar dla 4 latki wychodzi wg oryginalnego przepisu - cieńsze druty i cieńsza włóczka :)

A na drugiej żyłce mam kardigan wagi piórkowej,  z cieniowanego malabrigo (precelki z poprzedniego wypieku) robótka z gatunku długotrwałych chyba, bo co prawda banalnie prosta, ale też przeraźliwie nudna.....

Na trzecią powinnam wrzucić synowski pulowerek szkolny.

Na razie nie mam nic do pokazania, zezwłoki zbyt małe i bezkształtne póki co.

piątek, 27 sierpnia 2010

kto zabrał lato?

Strasznie melancholijny dzień, mgliście, szaro, deszczowo....ktoś wyłączył słońce i zabrał lato:( nie lubię:(
i stres pomieszany z melancholią przeżywam. Za parę dni szczęście moje siedmioletnie idzie do szkoły, pełna jestem niepokoju o to jak będzie. Bo nie do końca jest to wymarzona szkoła, ba, zupełnie nie jest to TA szkoła, którą wymarzyłam sobie dla mojego pisklaka. Taka tam zwykła. Rejonowa.
Kupiliśmy wczoraj podręczniki, wielki pakiet kolorowych książeczek z naklejkami. A gdzie Ala ma Asa? W księgarni na wystawie był Elementarz Falskiego, chyba sobie kupię z sentymentu....
Pamiętacie swój pierwszy dzień w szkole? Taki pierwszy najpierwszy 1 września? Ja pamiętam. Pamiętam, że byłam z mamą, że mama miała na sobie sukienkę, którą bardzo lubiłam, granatową w wielkie czerwone kwiaty, mała Ewusia miała z tego samego materiału spódniczkę. Ale tego pierwszego września strasznie mi przeszkadzały te kwiaty, bo przecież miała być gładka granatowa. Chociaż nie, mi marzyła się plisowana. Pamiętam tłum dzieci i przejętych rodziców na sali gimnastycznej, gdy ustawialiśmy się w parach, gdy dzielili nas na klasy.....IB, rok szkolny 1979/1980
Nie mam zdjęć z tego dnia. Mam takie... Nienawidziłam tego fartuszka (szczególnie tych kropek na kołnierzyku, które mama mozolnie haftowała) i szarego papieru, w który miałam oprawione wszystkie książki i zeszyty, jak zresztą wszyscy w klasie...

wtorek, 24 sierpnia 2010

strzeżcie się malabrigo!

Mówię poważnie! Silnie uzależnia! Naprawdę! Zachwyciłam się, gdy tylko wzięłam do rąk, nirvanę osiągnęłam dziergając, niebywała wełna! Leciusieńka, mięciutka, mięsista, sama się dzierga...
A dziś.... w tak ekscytujących warunkach i towarzystwie jeszcze nie kupowałam niczego! Sabat uzależnionych czarownic przegrzał serwer e-dziewiarki:)
Ale co upolowałam to moje:) Buscando Azul...... czyż nie brzmi wspaniale???

***
A na inny temat.
Obiecałam zdjęcia, ale na razie z lekka mnie przygniotły, oglądam, wybieram, obrabiam po kolei i utknęłam dnia trzeciego. A gdzie reszta? Zima mnie przy tej pracy zastanie, już nawet nie dziergam, tylko zdjęcia obrabiam a końca nie widać.....

Wrzucam więc dla oczu pocieszenia kilka widoków uroczego portowego miasteczka Kassiopi na północy równie czarownej greckiej wyspy Korfu...

Ja bym się chciała tam teleportować...już...teraz..natychmiast.... do spokoju bezgranicznego błękitu nieba i wody, do bieli wapiennych skał, do smaków, zapachów, tego, co zostało pod powiekami...

wg Zofci białe łódki są....do pokolorowania :)

sobota, 21 sierpnia 2010

cuda dwa....

Dwie noce, które przewróciły moje życie do góry nogami, dwa cuda, bez których życia sobie nie wyobrażam. Moje dwa Lwy, charakterne, uparte, z własnym zdaniem, bez nich życie byłoby spokojniejsze, ale puste. Zmienili moje życie, zmienili mnie. Dwie największe miłości. Moje dzieci....
W sierpniu świętują urodziny, razem, choć dzielą ich 3 lata (bez 10 dni)....

20 sierpnia 2003


sierpień 2010

10 sierpnia 2006

sierpień 2010


i dzisiejsze świeczek dmuchanie....
torty może mało wyględne (cóż, nie jestem mistrzem dekoracji), ale zrobione zgodnie z zamówieniami Dostojnych Jubilatów, cytrynowy z borówkami i czekoladowo-orzechowy, oba pyszne, oba według przepisów z moich wypieków.


środa, 18 sierpnia 2010

szczęśliwe lądowanie

Jestem! Wróciłam!
Moje greckie opowieści o tym gdzie byłam, co widziałam, co i gdzie jadłam snuć będę za chwilę. Zacznę od tematu głównego....
Hmmmm, uwielbiam latać samolotami, ale to czego nie lubię (prócz długotrwałych odpraw lotniskowych) to niemożność dziergania. Ech, tyle godzin bezproduktywnego siedzenia w fotelu, bo drut plus włóczka stanowi zagrożenie terrorystyczne i na pokładzie samolotu linii wszelkich jest surowo wzbroniony...
Na szczęście na plażach da się dziergać i na statkach, w samochodzie i we wszelkich innych okolicznościach wakacyjnych.
Udało mi się więc skończyć Truskawę, którą pokochałam od razu miłością czystą i gdyby nie to, że tam gdzie byłam temperatura dochodziła do 40 stopni nosiłabym go od razu i z lubością.
Przyjemne popołudnie na puściutkiej plaży plus mocna bryza zezwoliły na sesyjkę.....

proszę państwa, oto Truskawa po marynarsku:)




Jak widzicie wybrałam guziczki czarno - białe, dodają charakteru. 

wzór: Peace Kim Hargreaves       z modyfikacjami: zrobiłam dłuższy dół by podnieść talię, w oryginale wydawała się mieć nieco zaburzone proporcje, wyszło idealnie. Zrobiłam też całkowicie po swojemu rękawy. Dałam za wygraną przy próbie zrozumienia co autorka chciała mi przekazać i policzyłam sobie sama. Nie ma też mankiecików na guziki tylko pikotki jak u dołu. Jest tak jak miało być.
włóczka: Sol Levante Adriafilu 6 motków (zostało mi dosłownie kilka metrów!), mieszanka składników cudowna, zobaczymy jak się będzie nosić.
druty:  KP 3,25mm, 3,5 mm, 3,75mm, 4mm
rozmiar: XS robiony wg rozpiski dla S


Ponieważ druty nie znoszą pustki wzięłam ze sobą kilka kłębuszków, między innymi cudowne malabrigo, które pokazywałam niedawno, miał być z tego leciutki jak piórko kardiganik, ale z jednego (niecałego!!!!!) pięciodekowego kłębuszka uplotłam projekt wielce leniwy acz ekspresowy.
Kolejną wersję Abrazo. Ma na imię Kassiopi. I już je kocham. I już nosiłabym, gdyby nie było na nie za ciepło, choć biorąc pod uwagę aurę po powrocie.....

Voila! Kassiopi.....sfotografowane wczoraj w .....Kassiopi :)



wzór: abrazo,  robiłam ściśle przepisowo, na drutach właściwej grubości, ale wydawało mi się po zakończeniu rzędów skróconych dość "chude", dodałam więc nieokreśloną bliżej liczbę pełnych rzędów aż do osiągnięcia satysfakcjonujących rozmiarów.
włóczka: malabrigo baby merino lace (jakieś 3/4 moteczka 50 gr)
druty: KP 5 mm

ząbki nie są jeszcze dobrze wyeksponowane, ale marnie się blokuje ząbkowania bez szpilek :)


poniedziałek, 2 sierpnia 2010

zanim spakuję walizkę.....

nastał sierpień, lato lekko się przełamało ku jesieni, a ja nareszcie doczekałam się swoich wakacji. jutro wylatujemy! ale zanim spakuję walizkę muszę trochę zaległości nadrobić.

po pierwsze skończyłam drugą torbę.
dla B.
taka sama jak moja. jedynie uszka zrobiłam solidniejsze, podwójną nitką, w środek wciągnęłam grubszy sznurek. podszewkę uszyłam z solidnego lnu w kolorze dżinsowym. torba ma wewnątrz kieszonkę a zapinana jest na dwa duże zatrzaski.






***
podciągnęłam też trochę truskawę. bo sezon truskawkowy już dawno przeminął, a moja truskawa w kącie...
no więc ma już kadłubek. zszyty, przymierzony.



zaczęłam rękawki, zupełnie po swojemu, bo chcę mieć z falbanką jak u dołu a nie z mankietem.
no i mam dylemat.....
nie wiem, które guziki wybrać...

czy te co widać na zdjęciu kadłubka, śliczne, delikatne, czarno - białe z masy perłowej z kwiatowym ornamentem...


czy może też perłowe i z kwiatkiem, ale subtelniejsze....


a może jednak wybrać bezpieczne, dopasowane odcieniem czerwone guziki???



no nie wiem, nie wiem......

może się jednak zajmę pakowaniem.....
komputer zabieram, druty zabieram, ale czy spodziewać się możecie jakiejś relacji w trakcie to nie wiem. zależy czy znajdę wi-fi :)